— A jednak nie zabijesz mnie! — upierał się nadal.
— Nie łudź się! Cierpliwość moja skończyła się. Uratować cię może jedynie zgoda na pewną naszą propozycję.
— Znam ją. Chcesz, żebym ci oddał wzięte do niewoli blade twarze. Zato zwrócisz mi wolność.
— Racja. Cóż ty na to?
— Co ja na to? Zatrzymasz mnie, a my ich zatrzymamy.
— To twoje ostatnie słowo?
— Tak.
— W takim razie jesteś zgubiony.
— Pshaw! Tyś przecież Old Shatterhand, który nie przelewa krwi nadaremnie. Dlatego jeńcy pozostaną w naszej mocy.
Przypuszczał, że ma nade mną przewagę, ale mylił się: byłem zupełnie pewny swojej sprawy. Perkinsa natomiast oburzył jego zuchwały opór. Zawołał więc gniewnie:
— Streszczaj się, sir! Pana rozmowność w stosunku do tego ananasa dodaje mu tylko tupetu. Wpakujemy mu kulę w łeb, a potem puścimy się w pogoń za jego ludźmi, aby oswobodzić białych. Nie ulega wąt-
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/126
Ta strona została skorygowana.