pliwości, że nic im się nie stanie; życiu ich nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Wystarczy, jeżeli zawiadomimy czerwonych o schwytaniu ich wodza. To zmusi ich do liczenia się z jeńcami ze względu na jego los. Oczywiście, nie będą wiedzieli, żeśmy wpakowali mu kulę w łeb. Szkoda czasu, skończmy już raz z tym łotrem!
Skinąłem potakująco głową i zwróciłem się do wodza:
— Słyszałeś, co powiedział ten biały. Ma rację. Uczynię, czego żąda. A więc pytam po raz ostatni: zgadzasz się na wymianę jeńców?
— Nie — odparł szyderczo. — Możecie mnie zabić, jak psa!
— I zabijemy, choć w to nie wierzysz. Widzę, że znasz Old Shatterhanda bardzo powierzchownie. Wierzysz, że cię nie zastrzelę, i masz rację. Apelujesz do mego uczucia ludzkości; mam wrażenie jednak, że nie znasz przebiegłości Old Shatterhanda. Oszczędzę twoje ciało, lecz zamorduję duszę.
— Duszę? — zapytał zdziwiony.
— Jakżeż można kulą zabić ludzką duszę?
— Nie rozumiesz tego? A więc pokażę
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/127
Ta strona została skorygowana.