Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

łów. Człowiek ten należy do najsławniejszych białych twarzy. Jutro zginie przy palu męczarni wraz z tymi oto!...
Rzuciłem okiem we wskazanym przez starca kierunku i ujrzałem na ziemi sześciu białych jeńców.
Gdy czerwoni zamilkli, starzec podjął z triumfującą miną:
— Nie odrazu poznałem tego białego człowieka, ponieważ nie nosi stroju strzelca. Słuchajcie, jakie imię nosi, wojownicy Komanczów! To Old Shatterhand!
— Old Shatterhand — — Old Shatterhand! — rozległy się zdumione, groźne okrzyki. Równocześnie stojący obok mnie cofnęli się odruchowo.
— Tak, jestem Old Shatterhand, przyjaciel i brat wszystkich czerwonych mężów, którzy kochają dobro, a nienawidzą zła, rzekłem. — Nie umrę tu u was przy palu męczarni, ponieważ wysłał mnie wasz wódz, To-kei-chun. Przybywam jako jego wysłannik. Tego, kto się poważy mnie dotknąć, nie będę karać śmiercią, ukarze go bowiem To-kei-chun!
Wypowiedziałem te słowa z wielką pew-