Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/154

Ta strona została skorygowana.

Starzec usiadł naprzeciw mnie i pochylił się nad kartkami, by odcyfrować totem. Przyjrzałem się teraz bacznie jego twarzy. Wydał mi się człowiekiem sprytnym. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie przenikliwie. Odgadł znaczenie pierwszej grupy figur, przekonał się z niej, że wódz jest moim jeńcem. Potrząsnął głową i znowu pochylił się nad totemem.
Odcyfrowywał go w dalszym ciągu z kamienną twarzą. Po odłożeniu ostatniej kartki, patrzył długo w ziemię, Widocznie namyślał się. Uważałem, że nie należy mu przeszkadzać. Po jakimś czasie spojrzał na mnie groźnie.
Skinął na jednego z Indjan, odznaczającego się silną i zgrabną budową, i kazał mu usiąść obok siebie. Szeptali, nie patrząc na mnie. Trwało to dosyć długo Wreszcie wezwany przez starca Indjanin wstał i wrócił do towarzyszów, stojących w półkolu. Dziwne to zachowanie pod wpływem totemu nie podobało mi się wcale. Spodziewałem się wielkiego poruszenia, liczyłem na niebezpieczeństwo, a tymczasem ten spokój! Ogarnęło mnie niesamowite uczucie. Stary