słuszne, wszystko zależne będzie od tego, czy Dżafar i Perkins zachowają się tak, jak im rozkazałem.
Szeptał coś z uczestnikami narady, którzy raz po raz obrzucali mnie szyderczem spojrzeniem. Ponadto chytry wyraz jego twarzy umocnił mnie w przekonaniu, że się nie mylę. Starzec bawił się poszczególnemi kartkami, potem zaczai składać je razem. Przyzwyczajony do zwracania na wszystko uwagi, zauważyłem że jednej kartki brak.
Czyżby ją dał czerwonemu, z którym się niedawno naradzał? Być może, żem tego przedtem nie zauważył. Pod wpływem tej kartki obydwaj towarzysze gotowi popełnić jakąś nieostrożność. Wystarczy aby któryś z Indjan zbliżył się do nich, pokazał im kartkę i powiedział, że to kartka ode mnie. Ogarnął mnie niepokój. Muszę za wszelką cenę rozproszyć wątpliwości. Trzeba ustalić liczbę Indjan! W tym celu wstałem z ziemi. Aby upozorować zmianę pozycji, sięgnąłem do kulbaki i wyciągnąłem z niej mięso zajęcze, któreśmy przedtem upiekli. Jadłem, stojąc. Oko moje ogarniało wszystkich Indjan, mogłem ich więc policzyć.
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/158
Ta strona została skorygowana.