Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

W pierwszej chwili zmiana pozycji zwróciła uwagę czerwonych; uspokoił ich widok mięsa. Biały, spokojnie zajadający pieczeń w wrogim obozie indjańskim, z pewnością nie żywi groźnych zamiarów. Zacząłem więc liczyć: brak pięciu ludzi, wśród nich tego, z którym starzec mówił na początku. Odeszli, czy też odjechali konno? Druga ewentualność była bardziej prawdopodobna ze względu na to, że nie zechcą tracić czasu. Nie widziałem, kiedy podeszli do koni, ponieważ byłem zewsząd otoczony. Czy mam czekać spokojnie na to, co się stanie dalej? Nie! Jeżeli wódz odzyska wolność i zdąży dotrzeć do obozu, gra jest przegrana. Skoro go jednak spotkam po drodze, błąd może da się jeszcze naprawić.
Niedźwiedziówkę miałem przewieszoną przez plecy, drugą strzelbę trzymałem w ręku. — A więc stary wysłał tylko pięciu wojowników! Uspokoiło mnie to nieco, jakkolwiek zdawałem sobie sprawę, że tem większa ilość zagrażać mi będzie bezpośrednio.
Stary skinął na kilku Indjan, aby usiedli obok niego. Odwróciło to uwagę od mojej osoby. Wykorzystywując pomyślny mo-