pozostali dwaj scouci byli ludźmi ograniczonymi i, zadowoleni, że ktoś chce wziąć na swe barki całą odpowiedzialność, zgodzili się z ochotą. Wobec takiej sytuacji Jim musiał również złożyć następujące oświadczenie:
— Nie mam nic przeciw temu, spodziewam się jednak, że w sprawach wielkiej wagi zostaniemy również wysłuchani.
— Żądanie to jest zbyteczne. Nie mam wcale zamiaru postępować z wami jak tyran. Jesteśmy sobie równi; nikt nie powinien wywyższać się ponad drugiego. Sądzę jednak, że w chwilach niebezpieczeństwa nie może działać każdy na własną rękę, że musi być ktoś, do którego wskazówek i poleceń wszyscy stosować się będą. Zaproponowałem siebie, przyznaję jednak, że każdy ma prawo swoją osobę zaproponować. Czy pan chce być przywódcą, Jim?
— Nie, dziękuję sir! Nie chcę za nic odpowiadać. Myślałem tylko o tem, że, jako człowiek obdarzony mową, powinienem mieć prawo do wspólnych decyzyj. — A więc jest pan przekonany, że mimo ciemności znajdziesz drogę?
— Tak.
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/176
Ta strona została skorygowana.