cy byli już tak wyczerpani, że rozbiliśmy obóz. Ze względu na ogromne przemęczenie towarzyszy wyznaczyłem porządek czuwania jedynie dla formy i objąłem wartę na pierwsze dwie godziny. Skoro ten czas upłynął, nie obudziłem swego następcy. Pozostałem na posterunku aż do nadejścia dnia. Towarzysze dziękowali mi serdecznie za tę drobną ofiarę.
Dżafar zaopatrzył się obficie w prowiant. Obładował nim swego muła, który wpadł również czasowo w łapy Komanczów. Spałaszowali sporą część żywności, ale coś-niecoś jeszcze pozostało. Więc nie traciliśmy czasu na polowanie i po skromnem śniadaniu, spożytem w pośpiechu, ruszyliśmy natychmiast w dalszą drogę.
Ubiegłego wieczora jechałem przodem, nie biorąc udziału w rozmowach towarzyszy. Nie wiedziałem o czem mówili, gdyż z powodu ciemności całą moją uwagę pochłonęło badanie terenu i przyglądanie się gwiazdom, które oświetlały nam drogę. Zresztą, nie warto było słuchać ich opowiadań, ponieważ sam widziałem i słyszałem to wszystko, co było z pewnością przedmiotem ich
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/180
Ta strona została skorygowana.