Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

Nie wątpisz chyba, sir, że w mig uwolnili wodza.
— Tak, o tem nie wątpię! W przyszłości będę ostrożniej szafował swem zaufaniem.
Mruknął jeszcze coś i oddalił się. Reszta miała również rzadkie miny; wszyscy popełnili szereg błędów i w obawie przed monitami stronili ode mnie. Jechałem więc sam na czele oddziału. Tylko Dżafar zjawił się parę razy u mego boku, by zacytować kilka specjalnie pięknych ustępów ze swego Hafisa. Ciągle wgłębiał się w swą książkę i zostawał wtyle; od czasu do czasu rzucałem mu z tego powodu karcące spojrzenia.
W południe pozwoliliśmy koniom wypocząć dwie godziny, wieczorem rozbiliśmy namiot nad jedynym w tej okolicy stawem. Sami z niego pić nie mogliśmy, zato napoiliśmy konie.
Wyznaczyłem dziś warty w ten sposób, aby wcale nie pełnić służby, czułem bowiem wielką potrzebę snu. Wczoraj byłem tak samo zmęczony i wyczerpany, jak reszta towarzyszów, mogłem więc żądać teraz pewnych względów, tem bardziej, że przez cały