— Staraliśmy się nie pozostawiać widocznych śladów.
— Pshaw! Kto, jak kto, ale Old Shatterhand zauważy je z pewnością! Daliście im przestrogę, wydarliście ich z moich rąk. Zły duch podszepnął wam najgorszą myśl. Z rozkoszą zabrałbym wam za karę leki!
Przez długą chwilę panowała głucha cisza. Wódz zastanawiał się widocznie, co począć dalej. Znajdowałem się wpobliżu kryjówki czerwonych — dzieliło mnie od niej kilka krzaków. Gdybym przybył o minutę wcześniej, byłbym spotkał całą trójkę i uwolnił Dżafara.
Rozległ się znowu głos wodza:
— Widzicie, nikt nie przychodzi. Old Shatterhand otrzymał przestrogę. Prawdopodobnie ujdzie wraz ze swoimi ludźmi, gdyż jest to najchytrzejszy z pośród lisów sawany. Zato tem mocniej trzymać będziemy tego białego; niechaj przynajmniej on zginie przy palu na Makik-Natun, opodal grobów wodzów. Teraz musimy się przedewszystkiem dowiedzieć, gdzie są blade twarze.
— Czy mam ich poszukać? — zapytał
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/198
Ta strona została skorygowana.