jeden z Indjan. — Niechaj To-kei-chun pozwoli!
— Nie, pójdę sam. Niechaj bracia moi będą bardzo czujni i ostrożni podczas mej nieobecności. Old Shatterhand również wyśle wywiadowców, by nas szukać; kto wie, czy sam się nie uda na zwiady. Jeżeli będziemy ostrożni, sam wpadnie nam w ręce. A więc pójdę...
Dalszego ciągu nie słyszałem, gdyż nie wolno mi było ani chwili dłużej pozostawać na tem miejscu.
Wódz chce nas wyśledzić; kwestja teraz, w jakim się uda kierunku. Przypuszcza, że udam się również na zwiady, i z pewnością to samo zagadnienie go interesuje. Zdaje sobie sprawę, że nie pójdę na chybi trafi, lecz podążę tropem trzech Komanczów i Dżafara. A chcąc mnie pochwycić, będzie kierował się temi śladami. Wypadnie mu więc droga przez to właśnie miejsce, w którem leżę. Chcę go ująć; ale nie tutaj, ze względu na bliskość czerwonych, którzy w każdej chwili pośpieszyć mogą z pomocą.
Wobec tego cofnąłem się na taką odległość, z której nie byliby w stanie usłyszeć
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/199
Ta strona została skorygowana.