— O to, że nie chciałbym doprowadzić do przelewu krwi.
— A więc pan znowu myśli o swych ulubionych fortelach?
— Obawiam się, że fortel zawiódłby w tym wypadku wskutek zbyt częstego używania. Ledwie człowiek uwolni jednego, drugi leci w łapy Indjan, jak ćma do ognia. Muszę się znowu podkraść ku czerwonym, aby wyśledzić, jak sprawy stoją. Odchodzę więc, ale przyrzekam, że jeżeli po powrocie nie dorachuję się tutaj wszystkich, pojadę swoją drogą i zdam was na łaskę Opatrzności. Pamiętajcie!
Nie obrałem tej samej drogi, co przedtem, gdyż To-kei-chun mógł wpaść na pomysł zgotowania na mnie zasadzki. Wiedziałem dokładnie, gdzie się kryjówka Indjan znajduje, więc mogłem podkraść się do niej z innej strony. Wybrałem drogę okrężną, dłuższą, lecz pewniejszą.
Po upływie pół godziny zbliżyłem się na taką odległość, że powinienem był dosłyszeć rozmowy. Panowała dokoła głucha cisza. Wobec tego zdwoiłem ostrożność. Czołgając się ostrożnie, dotarłem wreszcie do
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/205
Ta strona została skorygowana.