— Zpowrotem nad Makik-Natun.
— Czyś pan tego pewny?
— Najzupełniej. Kiedy pan, powziąwszy swój genjalny pomysł, puściłeś się na poszukiwanie Indjan, leżałem niedaleko i podsłuchiwałem. Wódz oświadczył, że o ile nie uda mu się schwycić nas wszystkich, trzeba będzie przynajmniej mr. Dżafara przewieźć na Żółtą Górę i przybić go do pala.
— Musimy więc dostać się tam przed Indjanami! Potem uwolnimy mr. Dżafara. W każdym razie ja i brat mój uczynimy wszystko, co w naszej mocy. Nieprawdaż, stary Timie?
— Yes — przytaknął Tim.
Napoiwszy aż do nadmiaru konie, ruszyliśmy w drogę powrotną. Pociągnęło to za sobą pewną stratę czasu. Byłem z tego powodu wściekły. Gdyby towarzysze słuchali moich wskazówek, dawno przestalibyśmy wodzić się za łby z Komanczami.
Już mrok zapadał, gdyśmy przybyli nad staw, nad którym wczoraj spędziliśmy noc. Konie tu popasały i wypoczęły. Potem puściliśmy się w dalszą drogę. Noc całą spędziwszy w siodle, nad ranem zatrzyma-
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/208
Ta strona została skorygowana.