na miejsce, doskonale nadające się na kryjówkę.
— Zostawiam was tutaj, messurs, — rzekłem — oddaję pod waszą opiekę konia i broń. Mam niepłonną nadzieję, że tym razem zastosujecie się do mych poleceń.
— Pan odchodzi? — zapytał Jim zaniepokojony.
— Tak. Poszukam miejsca, z którego będę mógł obserwować zbliżających się Indjan.
Nie nadmieniłem nic o swym planie. Nużby mi znowu spłatali figla! Jim odparł:
— Możemy przecież pójść razem z panem.
— No, no! Ledwie pana zganiłem, a już się wynosisz! Czy istotnie tak trudno panu zastosować się do mojej prośby?
Tim Snuffle rozdziawił usta, jakgdyby miał zamiar wygłosić wielką tyradę, i rzekł:
— Nie obawiaj się, sir! Tym razem Jim będzie musiał pozostać.
— Obiecujesz?
— Yes.
— Obiecujesz również zatrzymać go, gdyby miał zamiar się oddalić?
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/213
Ta strona została skorygowana.