Ujrzałem również jeńca; leżał związany przy ognisku, najbardziej ode mnie odległem. Indsmani byli zmęczeni dłuższą od naszej, męczącą jazdą. Więc przewidywałem, że ułożą się do spoczynku natychmiast po jedzeniu. Tak się też stało. Wódz wydał rozkazy, ustalił porządek wart, poczem, oddaliwszy się od swych ludzi, położył się pod skałą i okrył kocem.
Uświadomiłem sobie dokładnie, że wykonanie mego planu nie będzie wcale łatwe Wszystkie ognie pogasły. Paliło się jedynie ognisko jeńca, przy którem siedziało dwóch wartowników.
Zamierzałem potajemnie wykraść Dżafara. W dole było ciemno, spuszczenie się więc po lassie nie nastręczało żadnych trudności. Ale co potem? Jeżeli się zbliżę do ogniska, obydwaj wartownicy zobaczą mnie z pewnością. A gdyby nawet udało mi się ich powalić, zdążą podnieść alarm. Czy potrafię więc wyzwolić Dżafara z więzów? Czy wiem, dokąd się z nim udać? Na sawanę? Przecież tam stoją warty! Podciągnąć go na lassie? Gdyby nawet Dżafar umiał drapać
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/217
Ta strona została skorygowana.