Pierwsza połowa planu udała się. Teraz trzeba wciągnąć wodza na górę Wyprostowałem się, wziąłem go na ręce i zaniosłem na miejsce, w którem zwisało lasso. Tu położyłem go na ziemi i spojrzałem w kierunku ogniska, nad którem siedzieli wartownicy. Nic nie spostrzegli. Zauważyłem jednak, że właśnie w tej chwili jeden z czerwonych wstaje od ogniska i idzie w moim kierunku. Okoliczność ta mogła pokrzyżować cały plan.
Przedewszystkiem chciałem wodza związać i skneblować; niestety, nie miałem na to czasu, gdyż wartownik mógł się w każdej chwili do mnie zbliżyć. Zdołam go wprawdzie unieszkodliwić, ale kto wie, czy przy tej okazji nie zakłócę ciszy. Tak, trzeba jak najprędzej uciekać. Podciągnąłem więc pod ramiona wodza końce lassa, zadzierzgnąłem mocny węzeł i począłem się wdrapywać po tym grubym z pięciu włókien plecionym sznurze. Dotarłszy na górę, zacząłem obserwować wartownika. Był już niedaleko. Jeżeli nie zboczy, przejdzie wkrótce obok wodza w odległości jakichś piętnastu kroków. W pierwszej chwili gotów byłem przeczekać,
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/219
Ta strona została skorygowana.