Naraz mnie ujrzał. Przerwał więc, podszedł ku mnie i zaczął mówić dalej:
— Do licha! Któż to taki? Takiego grubego ananasa nie widziałem jeszcze...
— To złudzenie, że jest grubasem, — przerwałem. — Ma pan przed sobą dwóch ananasów, mr. Snuffle!
— Ach, więc to pan? — zawołał z zadowoleniem. — Dzięki Bogu, żeś...
— Cicho, cicho! Krzyczysz, sir, jakgdybyś chciał, żeby cię usłyszano w całym Meksyku. Czy nie wiesz, że czerwoni wpobliżu?
— Wpobliżu? — rzekł z uśmiechem. — Ani im się śni! Byli wpobliżu, ale teraz już niema ich na lekarstwo.
— Czyś pan tego pewien?
— Yes. Widziałem na własne oczy, jak uciekali. Zbliżyli się gęsiego, zapewne chcieli utworzyć łańcuch celem schwytania was. Ale udaremniliśmy ich zamiar!
— Czy aby całkowicie?
— Całkowicie! Mój stary Tim ściga ich wraz z resztą towarzyszów; ja zaś wróciłem tutaj, by na pana czekać.
— Jeżeli tak, spisaliście się dobrze i wi-
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/230
Ta strona została skorygowana.