Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

jownicy twoi oswobodzą cię, wodzu? Schwytaliśmy ich wywiadowcę.
— Ale mimo to przyjdą! — mruknął.
— Może zjawią się tutaj; nie ulega jednak wątpliwości, że nie dotrą do nas. Zawiedziesz się, jak przedtem, kiedy nas chciałeś oszukać.
Uwolniliśmy z więzów nogi wodza i wywiadowcy, aby mogli iść swobodnie; po jakimś czasie zatrzymaliśmy się w miejscu, odległem o jakąś milę angielską. Obrałem tak wielki dystans, aby Komanczowie nie usłyszeli ewentualnych krzyków wodza. Objaśniwszy towarzyszów, jak się powinni zachować, opuściłem ich, aby wykonać nowy plan. Na wszelki wypadek zabrałem ze sobą obydwie strzelby.
Nasze nowe legowisko znajdowało się w dosyć wielkiej odległości od grobów. Dotarłem przeto do celu po upływie dobrej godziny od chwili schwytania wywiadowcy. Mimo to byłem święcie przekonany, że czerwoni trwają jeszcze na swem przypuszczalnem stanowisku. Fakt że wywiadowca oddalił się na godzinę, nie powinien ich wyprowadzać z równowagi. Należało więc li-