wreszcie znalazłem się w odległości kilku kroków od Dżafara. Podniosłem się teraz z ziemi i, trzymając w ręku nabity rewolwer, w dwóch susach stanąłem za plecami czerwonych. Na odgłos kroków odwrócili się obaj. Pod wpływem zdumienia nie mogli wykrztusić ani słowa, lecz pozostało im jeszcze tyle przytomości, że chwycili za rękojeści nożów i zerwaliby się z ziemi, gdybym nie rozkazał:
— Siedźcie, nie ruszajcie się, bo was zastrzelę!
— Uff, uff! — stęknął jeden. — To Old Shatterhand!
— Tak, jestem Old Shatterhandem. Jeżeli nie będziecie mi bezwzględnie posłuszni, zginiecie wraz ze swym wodzem. Odłóżcie więc noże!
Usłuchali rozkazu.
Podszedłem do Dżafara i przeciąłem mu więzy; w lewej ręce trzymałem rewolwer, lufą skierowany ku wartownikom. Po chwili rzekłem do Dżafara:
— Weź pan te rzemienie i zwiąż niemi ręce i nogi tych czerwonych gentlemanów.
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/243
Ta strona została skorygowana.