du, wydał wojownikowi podyktowane przeze mnie zlecenia.
Uwolniłem wojownika z więzów. Po chwili znikł w ciemnościach. Schwytany przedtem wywiadowca ruszył za nim. Wziąłem leki wodza; przywiązano teraz To-kei-chuna do konia i puściliśmy się w dalszą drogę. Jechaliśmy całą noc. Do rana konie tak się wyczerpały, że trzeba było im pozwolić wypocząć.
Podczas popasu Jim Snuffle doradzał, aby jeden z nas zawrócił, celem przekonania się, czy Komanczowie nie rozpoczęli pościgu. Odrzuciłem tę propozycję. Byłem głęboko przekonany, że tym razem usłuchają rozkazu wodza. Przecież chodziło tu nietylko o jego życie, lecz o rzecz znacznie ważniejszą: o jego leki! — —
Po trzech dniach dotarliśmy do granicy Nowego Meksyku. Uważałem, że czas najwyższy rozstać się z towarzyszami i ruszyć w planowaną poprzednio drogę. Uwolniłem To-kei-chuna z więzów i oświadczyłem, że jest wolny, polecając zarazem, aby zrezygnował z zamiaru napaści na osady białych, gdyż znajdę środki i sposoby ostrzeżenia ich
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/252
Ta strona została skorygowana.