Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/253

Ta strona została skorygowana.

przed niebezpieczeństwem. Odjechał w milczeniu. Znowu darowałem mu życie. Nie ulega wątpliwości, że przy ewentualnem spotkaniu wystąpi przeciw mnie jako zdeklarowany wróg.
Pożegnanie z Perkinsem i z obydwoma przewodnikami, którzy w tej całej przygodzie grywali rolę raczej bierną, zabrało niewiele czasu. Jim Snuffle wyciągnął obie dłonie i rzekł:
— Sir! Podczas podróży nieraz panowała między nami rozbieżność zdań. Ale rozsądny człowiek musi kierować się rozsądkiem i dlatego przyznać teraz muszę, że miałeś zawsze rację. Przebaczasz nam?
— Ależ chętnie, kochany Jimie!
— Dziękuję. Powiedziałeś kochany Jimie, nieprawdaż, sir? Dziękuję, stokrotnie dziękuję! Słowa „kochany Jimie” z ust Old Shatterhanda sprawiają mi prawdziwą rozkosz! Mam rację, stary Timie?
Yes!
Well! A więc rozstajemy się jak przyjaciele. Będę się bardzo cieszyć, jeżeli kiedyś spotkamy się jeszcze. Pojedziemy z mr. Dżafarem. Może odprowadzimy go aż do Santa