Mieliśmy pod ręką kilka rzemieni, więc związaliśmy nieznajomego. Obydwaj bracia starali się gorliwością okupić swoją pomyłkę.
Nieznajomy powoli odzyskiwał przytomność. Chciał się podnieść. Gdy poczuł, że jest związany, przytomność wróciła całkowicie. Przez długą chwilę wodził po nas błędnym wzrokiem. Przypomniał sobie, co zaszło, i próbował nadludzkiemi wysiłkami oswobodzić się z więzów. Gdy trud okazał się daremny, przemówił:
— Zwarjowaliście! Naprzód walicie w łeb, a potem związujecie mi nogi i ręce. Cóż złego wam uczyniłem? Muszę jechać dalej i żądam uwolnienia mnie z więzów!
— Wierzę, że spieszno panu, — odparłem. — Pościg powinien tu nadążyć wkrótce.
— Chwała Bogu, że wam to wiadome! — odparł wbrew oczekiwaniu. — A więc uwolnijcie mnie i uciekajcie wraz ze mną!
— Dlaczegóż? Gdzież podstawa?
— Podstawa jest prosta i jasna. Komanczowie.
— Pshaw! Niedawno pan opowiadał, żeś o nich nie słyszał nawet.
— Bo się wami nie interesowałem. Ale
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/43
Ta strona została skorygowana.