dróży, aby ich ewentualnie ostrzec przed niebezpieczeństwem. Musiałem zdwoić uwagę. Trzeba było natężać wzrok, aby nie stracić z oczu śladów. Ponadto musiałem się strzec, aby nieprzyjaciel nie zjawił się niespodzianie. Z tych względów nie mogliśmy jechać zbyt szybko, jakkolwiek należało się śpieszyć, gdyż każda zwłoka mogła zaszkodzić okradzionemu właścicielowi konia, o ile, oczywiście, znajdował się w niebezpieczeństwie.
Na szczęście, nie przytrafiło się nic złego. Dotarliśmy nad Beaver-Creek przed upływem dwóch godzin.
Rzeka nie była tu głęboka. Dojrzeliśmy ślady na przeciwległym brzegu, ale gdzie były ślady, prowadzące ku rzece z tej strony?
— Do wszystkich djabłów! Cóż teraz poczniemy? — spytał Jim. — Ta bestja musi nam powiedzieć, w jaki sposób przeprawiła się przez rzekę. Zmusimy go do tego!
Spojrzawszy na jeńca przelotnie, wyczytałem w jego oczach błysk zadowolenia. Myśl, żeśmy bezpowrotnie stracili ślady, dodała mu otuchy. Przedwcześnie się jednak radował. Odnalezienie ich nie przedstawiało żadnej trudności. Chodziło o ustalenie, w któ-
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/49
Ta strona została skorygowana.