ciąłem rzemienie, któremi był związany, i rzekłem:
— Jesteś pan wolny. Wstań i spróbuj chodzić.
— Wolny? — spytał łamaną angielszczyzną. — Więc pan nie jesteś Indjaninem?
— Nie. Miałem zamiar oswobodzić pana, ale nie spodziewałem się, że nastąpi to właśnie w ten sposób i w tak opłakanych warunkach.
Dopiero teraz nieznajomy podniósł się powoli, ujął mnie za ręce i rzekł:
— Allah, Allah! Jestem wolny, wolny, wyzwolony ze szponów tych djabłów! Powiedz mi, sir, kim jesteś! Muszę wiedzieć, komu zawdzięczam wyzwolenie.
— O tem później. Teraz musimy uciekać. Słyszysz ryki czerwonoskórych? Zauważyli, żeś zniknął, sir, za chwilę rozpoczną poszukiwania i pościg. Nie możemy tracić ani jednej chwili. A spróbuj, czy będziesz mógł iść o własnych siłach.
Uszedłszy kilka kroków, zachwiał się i oświadczył:
— Nie mogę, sir. Byłem za mocno związany; nie czuję nóg. Za chwilę upadnę.
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/85
Ta strona została skorygowana.