więc Perkins usłyszał ostatnie słowa. Poznawszy nas po głosach, zawołał zdaleka:
— Czy to pan, mr. Shatterhand? Chwała Bogu, a więc wszystko się udało! Słyszę, że pan rozmawia z mr. Dżafarem. Jakże się cieszę, że odzyskał wolność. Mam nadzieję, że i mnie oswobodzicie!
— Zgoda. Spełnię pana prośbę ze względu na wstawiennictwo mr. Dżafara. Mam nadzieję, że się pan będzie lepiej spisywał, niż dotychczas.
— Z pewnością, sir, przyrzekam to święcie.
Uwolniwszy go z więzów, zwróciłem mu całą zawartość kieszeni i udzieliłem następującej przestrogi:
— Niech się panu nie zdaje, że cieszysz się mojem zaufaniem. Nie spuściłbym pana z oka, gdybym nie był pewien, że mam w tym wypadku sprzymierzeńca w Komanczach.
— W Komanczach? — Komanczowie będą mnie pilnować? — Jak pan to rozumie?
— To zupełnie proste i jasne: jeżeli nie będziesz pan posłuszny moim rozkazom, zginiesz. Jeżeli znów stchórzysz, dostaniesz się
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/89
Ta strona została skorygowana.