my w nocy, przypuszczam więc, że staną tam około południa.
— A my?
— Sądzę, że za jakąś godzinę.
— Będziemy więc czekać na nich około pięciu godzin. Może będzie można coś upolować! Nie mamy nic do jedzenia.
— Niestety, zdradziłby nas odgłos wystrzałów. Ale, ale, — — oto i wybawienie z kłopotów!
Ledwie Perkins zdążył wypowiedzieć zdanie o polowaniu, wyskoczyły naprzeciw nas dwa zające. Ująwszy sztuciec Henry’ego, położyłem je w okamgnieniu.
— Allah! — zawołał Dżafar. — Niepospolity z pana strzelec! Widzę, że Perkins miał rację, opowiadając mi cuda o Old Shatterhandzie.
Uśmiechnąłem się pod wpływem tej dziecinnej, entuzjastycznej uwagi. Podniósłszy zające z ziemi, wetknąłem je za pas, poczem ruszyliśmy dalej.
Dżafar w niezwykłem skupieniu przyglądał się moim strzelbom. Po chwili zapytał:
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/95
Ta strona została skorygowana.