innego środka i jeżeli ten nas zawiedzie, wracamy do garnizonów.
— I wtedy dla mnie zniknie wszelka nadzieja, — rzekł Ben Adel z wyrazem przygnębienia na swej sympatycznej twarzy.
— To trudno, dodał drugi wojskowy po turecku. — Sami widzimy, że są nadzwyczaj podejrzani, a jednak niemamy przeciwko nim żadnego dowodu.
— Żadnego, — pochwycił pers. — Jedno tylko wiemy, że dwaj starsi nazywają siebie kapitanami, dwaj zaś młodsi porucznikami, chociaż nikomu nie śniło się nawet awansować ich i dotychczas pozostają Achmetowie w randze poruczników, Selimowie zaś jako prości żołnierze. Jest to uzurpacja, ale to jeszcze nie dowodzi, że zajmują się przemytnictwem i okradają skarb państwa z należytych mu danin. Mam tylko nadzieję, że kiedy niespodzianie zjawią się kontrolerzy, stracą może głowę i w zbyt gorącej chęci ukrycia swoich przestępstw, zdradzą się z czem, co nas doprowadzi do wykrycia całej organizacji. Spodziewam się, że nasz kontroler zjedzie tutaj za jakieś cztery dni.
— I nasz będzie mniej więcej w tym samym czasie, — dodał turek. — Przytem musisz wiedzieć, że i twój ojciec i teść są również w drodze, gdyż liczymy, że przy konfrontacji z tymi łotrami, ci ostatni zdradzą się z czemś może.
Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —