— W takim razie dowiedź nam, że się mylimy.
— Nie umiem tego dowieść. Bóg tylko mocen jest to uczynić.
— A więc niech dowiedzie, jeśli chce, abyśmy w niego uwierzyli. Wszak modlisz się codziennie, aby twój Bóg uwolnił cię od prześladowania Abdahana effendiego?
— Modlę się gorąco.
I żona twoja i dzieci modlą się również o to?
— Tak jest.
— I wierzycie, że was wysłucha?
— Wierzymy, jeśli taka będzie wola Jego.
A więc słuchaj mnie uważnie Ben Adelu! Jeżeli twój Bóg ześle ci tutaj chrześcijanina, który dowiedzie winy tych zbrodniarzy i niewinności twego ojca i twego teścia, uwierzę w twego Boga i będę go czcił tak samo, jak i ty.
— A ja dodam, że jeżeli twój Bóg zmusi Abdahana effendiego, aby go błagał o uwolnienie go od niego samego, wierzę również. Czy zrozumiałeś Ben Adelu?
— Zrozumiałem, — odrzekł tracz cicho, — i lękam się kary Bożej, za te bluźnierstwa, które tutaj wypowiadacie.
— Ale my się nie lękamy, — odrzekli obaj poganie dumnie. — Pod tymi tylko warunkami uwierzymy w Niego. A teraz żegnaj Ben Adelu. Czas na nas, jeżeli nie chcemy, aby przedłużona nieobecność nasza zwróciła uwagę Abdahana.
Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.
— 19 —