Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.
—   21   —

— Powiedz mi, sidi, — zaczął po chwili Omar, drepcząc przy mnie jak dzieciak, — czy wierzysz w Opatrzność?
— Dlaczego pytasz mnie o to?
— Bo ja wierzę, że to Opatrzność sprowadziła nas tutaj na pomoc tym dobrym ludziom. Pomyśl, sidi, że skoro Pers wypowiedział taki warunek, to znaczy, że ty masz wykryć sprawki tych łotrów i niewinność ojca i teścia Ben Adela. Z tej strony jestem zupełnie spokojny, — paplał chłopak. — Nie podoba mi się tylko życzenie turka, i nie umiem sobie wyobrazić, w jaki sposób mogłoby się spełnić.
— Nie łam sobie nad tem głowy, mój chłopcze, — odrzekłem. — My róbmy, co do nas należy, a resztę zostawmy losowi.
Kiedyśmy stanęli przed domem, ujrzeliśmy zbliżającego się od strony duany tureckiego Achmeta agę, który zdaleka już kiwał na nas uprzejmie.
— Już z powrotem? — zapytał, kiedy podeszliśmy ku niemu kilka kroków. — Jakże stoi sprawa z niedźwiedziem?
— Jest kilku, ale jak ich tylko wytropimy nie będzie żadnego, — odrzekłem.
— To dobrze, to bardzo dobrze, — uśmiechnął się zadowolony. — Ale chodźmy na kolację. Wszak siadasz z nami do stołu?
— Tak jest.
— I Omar również?