Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.
—   48   —

— Wczoraj właśnie.
— I ja się dopiero teraz o tem dowiaduję! — krzyknął rozwścieczony effendi. — Radzę im, pókim dobry, niech się strzegą deptać mi po piętach! Tegoby jeszcze brakowało, żeby się dowiedzieli o naszych piwnicach.
— Do których mamy wejście ze studni i które rząd jakby umyślnie dla naszej wygody pobudował, abyśmy mieli bezpieczne składy na nasze towary. Nie bój się, oni ich nigdy nie znajdą! —
— Tak, nie znajdą ich napewno, — zgodził się grubas. U mnie mogą szukać, ile im się podoba, nie znajdą nic, a gdyby nawet znaleźli piwnice, to i tak niema tam nic takiego, coby im powiedziało, że ty lub ja należymy do przemytników. My jesteśmy zupełnie zabezpieczeni, a że nasi czterej agowie mogliby mieć z tego tytułu trochę przykrości, to mnie znów tak dalece nie obchodzi. Niech każdy myśli o sobie. —
Dalszy ciąg rozmowy tyczył się przeważnie o drobiazgi codziennego życia, które nas nie interesowały, zatknąłem więc otwór gałganami i obaj z Omarem udaliśmy się na spoczynek. Następnego dnia, a był to już czwartek, turecki Selim aga znalazł się przy naszym boku i pod rozmaitymi pozorami ani na chwilę nie zostawiał nas samych. W piątek zajął jego miejsce perski Selim aga, który jednak był o wiele mniej od towarzysza przyjemnym. Tego samego dnia spadł piorun zapo-