— Prawda, — odrzekł Nikoła, — ale byłoby to nieszczęście, gdyby pism takich nie czytano... posłuchaj jeno... —
I odczytał ustęp z ogniem kreślony, w którym autor dowodził niesłuszności panowania tureckiego w Bułgarji.
— Rozumiesz?... Wiedziałeś o tem?... —
— Na Boga, nie wiedziałem. —
— Widzisz więc, że takie pisma są tutaj zupełnie na swoim miejscu.
— Tak... ale zarządzający... —
— Tu nie o niego, ale o baszę chodzi... Tak należy urządzić, żeby się basza o tem nie dowiedział przez czapkina jakiego, któryby mu o tem doniósł. Czy tu przychodzą tacy? —
— Przychodzą, — odparł Marko i wymienił nazwisk kilka.
— Widzisz, to może oni nawet podrzucają pisma, aby było za co zamknąć czytelnię. —
— Tak być w rzeczy samej może, — odrzekł nawpół przekonany dozorca i przy pierwszym spotkaniu z zarządzającym szepnął mu, że pisma podrzucone są przez zauszników baszy. —
— Niech znikają pocichu... bez hałasu... Jak się tylko jaka gazeta pokaże na stole, zabieraj ją i w ogień! —
Nikoła czemprędzej podzielił się wiadomością ze Stojanem.
— Zarządzający kazał je Markowi niszczyć, —
Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
— 74 —