Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.
—   83   —

niego brali i we trzech nieraz o doli ukochanego memlekietu radzili i pisma już odbierali wprost nie przez Stanka, aby biedaka, oszczędzić, temwięcej, że on jeden tylko mógł i umiał zasiewać w sercach dziecięcych miłość tej ukochanej, a tak bardzo nieszczęśliwej ojczyzny. Tymczasem i bez niego pisma zabronione zjawiały się w ilości takiej, jak nigdy. Basza wiedział o nich, napróżno jednak starał się o wyśledzenie, jaką drogą przychodziły, i zły nakazywał aresztowania. Aresztowania te jednak do żadnego rezultatu nie doprowadziły, gdyż aresztowani również byli winni, jak sam basza. On również pisma dostawał.
Zaniepokoiło to władze, zaniepokoiło mieszkających w Ruszczuku konsulów państw obcych, którzy na baszę nacisk wywierać zaczęli, aby porządek zaprowadzić kazał.
— Dobrze, — rzekł wreszcie turecki dostojnik. — Śmiałość ich i mnie z niecierpliwości wyprowadziła. Chcą wywołać niepożądane rezultaty swych knowań, będą je mieli takie, jakich się nie spodziewają.
Pomiędzy wysłanymi byli Stojan i Nikita. Stanko nie nadawał się do tego rodzaju pracy, został więc w miejscu, ucząc małych i starych tego, co sam czuł i umiał.
Stojan tymczasem od wsi do wsi chodził, dopóki w jednej nie natknął się na milazima (podoficera) z askierami (żołnierzami). Byłoby to nic,