gdyby w jednej z chałup nie spotkał się oko w oko z milazimem i to w chwili, kiedy ten ostatni chciał przerażonego chłopa za jakiś drobiazg na ofiarę swawoli swoich żołnierzy oddać. Stojan wiedział, jakie męczarnie czekać mogą nieszczęśliwego i stanął w jego obronie. Milazim chciał zawołać na żołnierzy, ale Stojan rzucił się na niego, i schwyciwszy za gardło, udusił.
Od tej chwili rola jego na polu apostołowania była skończona. Teraz musiał się kryć nie tylko przed turkami, ale i przed swoimi, gdyż przerażone chłopstwo głośno go o zabicie wroga pomawiało i byłoby go wydało zaptijom bez najmniejszego wyrzutu sumienia. Wobec tego nie pozostawało mu nic innego, jak do Ruszczuku wrócić, gdzie ukrywanie się było i łatwiejszym i bezpieczniejszym i skąd jedynie mógł się przedostać za Dunaj. Przemykając się nocami po najmniej uczęszczanych drogach dostał się wreszcie do wałów fortecznych. Było jeszcze ciemno. Na wschodzie widnokrąg dopiero rumienić się poczynał. Stojan, wałom się przypatrując, dojrzał budkę szyldwacha; podszedł bliżej, wzrok wytężył i ujrzał żołnierza, który w budce siedział, powinien był po wale chodzić, siedział jednak.
— Śpi może, — rzekł Stojan do siebie.
Podszedł jeszcze bliżej i po rozszerzającej się jutrzence dopatrzył budek na prawo i lewo, ale na wale żołnierzy nie dopatrzył.
Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.
— 84 —