liłeś mi życie, a serce nakazuje mi wdzięczność. Nie bądź okrutny i nie pozbawiaj mnie sposobności, abym ci ją mógł okazać.
— Znam twoją życzliwość, Ben Nilu, i to mi wystarcza.
— Ale mnie nie. Stałeś się moim wzorem i zupełnie tak postąpię, jak ty z porucznikiem. On nie chciał ciebie puścić, a ty zagroziłeś mu narobieniem zgiełku. Otóż, jeśli nie weźmiesz mnie ze sobą, zmuszę cię do tego. Pójdę za tobą, a jeśli to wzbudzi podejrzenie w zbójach, to winę sobie samemu przypiszesz.
W pierwszej chwili zdawało mi się, że powinienem złamać jego upór, widząc jednak, że jego słowa płyną z serca, przepełnionego wdzięcznością, nie chciałem mu sprawić przykrości i postanowiłem go zabrać. Podałem mu rękę i rzekłem:
— No dobrze, chodź ze mną. Plan mój musi się z tego powodu wprawdzie nieco zmienić, ale sądzę, że nie wyjdzie nam to na szkodę.
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
104