zabraliśmy się do jedzenia zupy mącznej, na sposób czysto wschodni, t. zn. że sięgaliśmy palcami do garnka z klejowatą masą, a to, co się przylepiło do palców, oblizywaliśmy językiem. Wolałbym pieczoną kuropatwę, podlaną jakimś sosem, niż ten wschodni przysmak, trzeba było jednak pogodzić się z sytuacją i poprzestać na zupie z prosa murzyńskiego. W czasie tej uczty nadeszli znowu łowcy, ale tym razem jeszcze głośniej, aniżeli przedtem. Było ich razem dziesięciu ludzi, uzbrojonych od stóp do głów. Wyszli z zakrętu, utworzonego przez wadi, podeszli ku nam, zatrzymali się, a idący na czele pozdrowił mnie znanym mi już głosem basowym:
— Mezalcher. — Dobrywieczór.
Był to dowódca, który bił Marbę, córkę szeika. Zerwałem się przerażony napozór i odrzekłem:
— Allah jumessik bilcher! — Na Allaha, jakże się przestraszyłem! Kto wy jesteście i co tu porabiacie?
Ben Nil zerwał się także, przyczem porwał garnek, jakby chciał ocalić dla siebie jego drogocenną zawartość, napchał
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.
109