— Wszystko to bardzo pomyślnie się składa. Jeśli to syn wodza walecznych Monassyrów, to nie mamy obawy, żeby nas zdradził. Zamierzamy, dla naszej własnej korzyści, zawrzeć przymierze z jego szczepem, więc witamy go równie mile, jak przedtem witaliśmy ciebie, Saduku el baija.
Teraz musiał Ben Nil uścisnąć dziesięć rąk, a uczynił to z powagą i z dumą młodzieńca, którego ojciec jest synem słynnego szczepu Beduinów. Trudne swoje zadanie spełniał dotychczas ponad moje oczekiwanie. Byłem pewny, że plan mój powiedzie się w całości, jeśli tylko Ben Nil aż do końca rolę swą równie dobrze odegra. Po tej przerwie mówiłem dalej:
— Zaopatrzyliśmy się we wszystko i ruszyliśmy w drogę przez dżebel Szizr. Po południu dostaliśmy się na wschodnią stronę wadi i jechaliśmy na zachód, szukając owych trzech gacyj. Zmrok tymczasem zapadł, a myśmy ich jeszcze nie znaleźli, więc zatrzymaliśmy się, ażeby jutro szukać ich w dalszym ciągu.
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
124