i twierdził, że mnie zna. Miał słuszność, ale się tego wyparłem. Nie mogłem tam pozostać ani chwili dłużej, wynająłem pierwsze lepsze wielbłądy i wyruszyłem w dalszą drogę. Wkrótce potem doścignął mnie na pustyni giaur i porucznik. Jechali na wspaniałych wielbłądach, a mieli przy sobie Selima i Ben Nila.
— Ben Nila? Allah, Allah! Znałem takiego człowieka, ale on już nie żyje.
— Majtek z Gubator?
— Tak. Ale skąd przyszło ci na myśl wymienić tę miejscowość?
— Bo mówię właśnie o człowieku, którego za zmarłego uważasz. Zwabiłeś go, jak mi sam opowiadał, do studni, ale ten obcy niewierny uwolnił go i zabrał ze sobą.
— To być nie może! — rzekł fakir prawie z płaczem.
— A jednak tak jest istotnie. Ben Nil jest teraz sługą giaura.
— Allah kerihm! Tego za wiele! A więc wszyscy trzej, którzy mieli umrzeć, są teraz razem. A przecież zachowaliśmy wszelkie środki ostrożności! Więc jeszcze
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
13