świeżej wody, co nam było jeszcze i z tego powodu miłe, że nad łowcami niewolników mieliśmy pod tym względem przewagę.
— Cóż teraz począć zamyślasz? — spytał porucznik. Czy sądzisz, że karawana nadejdzie tu jeszcze dzisiaj?
— Z całą pewnością.
— Czy tutaj na nich czekać będziemy?
— Ani mi się śni. Gdyby łowcy przyszli górą, a nas tutaj zastali, mogliby nas z największą łatwością wystrzelać, a my nawetbyśmy się bronić skutecznie nie mogli. Koniecznie musimy ten stosunek odwrócić. Właśnie my wyjdziemy na górę, a nasi przeciwnicy muszą zejść nadół. Zaczaimy się za wzgórzem północnego brzegu, ale przedtem przykryjemy znów studnię. Jeśli się tu rozłożą obozem, zaatakujemy ich z dwu stron. W takim razie będą mieli przed sobą i za sobą skały, a z prawej i lewej strony nas, i muszą nam wpaść w ręce.
— Masz słuszność. Kiedy wejdziemy na górę?
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
44