Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

mogłem spojrzeć w głąb, zaczekałam jednak jeszcze parę minut. Kiedy po upływie tego czasu nie ukazali się jeszcze po tej stronie wzgórza, przypuszczałem, że się zatrzymali na dole, by się tam rozłożyć obozem. Nakazałem więc strażnikom, by i nadal baczną na wszystko zwracali uwagę i zszedłem z porucznikiem ze wzgórza. Tutaj byłby skazany na bezczynność, a na dole mógł przynajmniej uważać, żeby jego ludzie nie popełnili jakiegoś głupstwa. Następnie przywołałem na migi Ben Nila, któremu można było zaufać, zaprowadziłem go nad skałę studzienną i poleciłem krótko:
— Usiądź tutaj i czekaj! Jeśli usłyszysz ostry świst, skoczysz czem prędzej do obozu, sprowadzisz kilku uzbrojonych ludzi i pospieszysz z nimi do studni.
— Ty znów narażasz się na niebezpieczeństwo, effendi! — rzekł. — Proszę cię, zabierz mnie z sobą.
— Nie spełnię twojego życzenia, bo sam jestem o wiele pewniejszy, aniżeli w towarzystwie drugich. Pamiętaj tylko, co ci nakazałem.

50