się zjawi. Mówiliście o mnie, jako o djable, więc jestem.
Mokkadem ocknął się z przerażenia pierwszy. Sięgnął za pas, wydobył pistolet i krzyknął:
— Ty nie jesteś człowiekiem, lecz djabłem. Idź do piekła, które jest dla ciebie przeznaczone!
Chciał do mnie wymierzyć, ale mu nogą broń wytrąciłem tak, że odleciała daleko. Kiedy próbował się porwać na mnie, kopnąłem go w brzuch tak silnie, że upadł i wywinął kozła. W tej chwili podskoczył muza‘bir, gibki jak kot, dziesięć razy zwinniejszy Od mokkadema. Zerwać się i strzelić do mnie, było dlań dziełem sekundy. Miałem zaledwie czas rzucić się wbok. Kula przeleciała mimo, ja zaś w tej samej prawie chwili ugodziłem go pięścią w skroń tak zręcznie, że padł bez przytomności.
Tymczasem mokkadem zerwał się znowu, dobył noża i rzucił się na mnie. Odbiłem cios, uderzając go od dołu w łokieć tak, że mu nóż wyleciał z ręki.
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.
65