Kiedy związano mokkadema i muza‘bira, naturalnie znacznie silniej i troskliwiej, dał się słyszeć głos, wołający z krawędzi wadi:
— Powalcie ich na ziemię, zabijcie ich, wpakujcie im wszystkie kule w głowy i wbijcie im noże w ciała. Czy jesteście już może gotowi?
— Milcz! — odpowiedział Ben Nil. — Ze strachu, Selimie, nie schodzisz nadół.
Z tych słów wymiarkował, że już nie było niebezpieczeństwa, więc zeskoczył obiema nogami naraz, i krzyknął na widok jeńców:
— Zwycięstwo, triumf, chwała, cześć! Bitwa wygrana, wróg pokonany!
— Milcz, samochwalco! — zawołał Ben Nil. — Pierwszy zasiadasz do posiłku, ale tam, gdzie się trzeba zdobyć na odwagę, ciebie nigdy niema. W walce nie widziałem cię jeszcze nigdy. Masz tu tego szeika; zaprowadź go do obozu.
— Szeika? Ani myślę! Ja wezmę muza’bira, który mnie chciał w studni zagłodzić. Zemsta moja będzie okropna!
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.
68