przecież tak, że Ibn Asl nadejdzie i rozłoży się obozem nad studnią. My napadniemy na jego wojowników, pozabijamy, ile się da, a resztę weźmiemy do niewoli. Nie pojmuję, w jaki sposób możnaby tych pięćdziesięciu ludzi pojmać bez walki i krwi rozlewu?
— Tego nie wiem narazie i ja. Uważam życie człowieka za jego najwyższe dobro na ziemi i dlatego należy je oszczędzać, choćby nawet w najzawziętszym wrogu. Zresztą, wiem z doświadczenia, że każdego przeciwnika można równie dobrze pokonać chytrością, jak bronią, a takie zwycięstwo, bez krwi rozlewu, jest bezwątpienia zaszczytniejsze, niż tamto. Narazie musimy oczywiście trzymać się planu najprostszego. Ja zejdę po skale nadół, aby nadsłuchiwać, a wy udacie się prawą i lewą stroną studni także nadół i zaczekacie w ciemności na mój znak do ataku.
— Jaki znak?
— Czy słyszałeś kiedy krakanie sępa we śnie?
— Tak.
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
75