Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Będę ten głos naśladował; jest on w pustyni czemś tak zwykłem, że nie może zwrócić uwagi Ibn Asla, ani jego strażników.
— Dobrze, ale w każdym razie przy jeńcach i wielbłądach musimy zostawić kilku ludzi na straży.
— Naturalnie! Wystarczą dwaj lub trzej ludzie. Jeńcy zostaną nadal w pętach z wyjątkiem szeika. On niewinny, nic nam nie uczynił złego i nie ma względem nas złych zamiarów. Nie wiemy, czy on i jego plemię nie przydadzą się nam jeszcze kiedy i dlatego należy postępować z nim łagodniej, aniżeli z tamtymi dwoma.
— Przyznaję ci słuszność, powiedz mi jednak, co postanowiłeś zrobić z mokkademem i muza‘birem?
— Zawieziemy ich reisowi effendinie. Okazało się, że utrzymują stosunki z łowcami niewolników.
— Wiec nie myślisz się na nich zemścić? Godzili przecież na twoje życie!

76