Zabrano się do odkopania jamy. Zajęci tem ludzie pracowali rękami. Obok nich stał jakiś ogorzały od słońca, czarnobrody Negr, który im się przypatrywał, a od czasu do czasu rzucał rozkazy na prawo i lewo. Był to zatem łowca niewolników Ibn Asl. Nie było w nim ani odrobiny podobieństwa do ojca, owego pozornie czcigodnego, bardzo świętego fakira Abd Asla.
Po kilkunastu minutach pracy dostali się do płyty kamiennej, podnieśli ją, a dowódca wziął pochodnię i ukląkł, aby poświecić do środka. Wtem zaklął siarczyście i zawołał rozczarowany:
— Toż tu zaledwie na dwie stopy wody! Widocznie djabeł odprowadził deszcz w inną stronę; nie można nawet jednego woru napełnić, bo tę wodę musimy dać niewolnicom, aby się trzymały rzeźko i zdrowo. Niechaj Allah zwiąże gardło tym kobietom, przez które musimy znosić pragnienie!
— Może się co uzbiera — zauważył jeden z ludzi.
— Ja sam wiem o tem, ty synu
Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.
89