Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

do jasnego, słońcem przyciemnionego bronzu.
Rozmawiali ze sobą pocichu. Oni także nie mieli widocznie odwagi mówić głośniej przy wodzu. Z pod namiotów dochodziły do moich uszu głosy kobiece, ani słowa jednak z ich rozmów nie zdołałem zrozumieć. Te, które widziałem nad studnią, były istotnie piękne i pod tym względem sławę kobiet Fessara wyglądem swoim zupełnie uzasadniały.
Zkolei zwróciłem uwagę na człowieka nadchodzącego z tej strony obozu, w której spoczywały wielbłądy. Usiadł obok dowódcy i, nie mówiąc mu ani słowa, wydobył kawał mięsa suszonego i zaczął jeść. Był jeszcze młody, ale w walce musiał być bardzo doświadczony, bo twarz jego była tak bliznami zorana, jakby ją kto pokrajał siekaczem na stolnicy. Kiedy włożył do ust i połknął ostatni kąsek, rzekł do dowódcy:
— No, jak tam dzisiaj? Czy będzie już ostatecznie posłuszna, czy nie?
Głos jego brzmiał chrapliwie i kra-

92