Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

nogą ani ręką, ani nawet ustami lub rzęsami.
— Pocałuj go! — zawołał dowódca głośniej, niż przedtem. — Jeśli nie, to...!
Wyprostował się i wyciągnął harap hipopotami z za pasa. Ona jednak stała jak kamienny posąg bez życia, patrzyła przed siebie, jak przedtem, i ani nie drgnęła. Wtedy przystąpił do niej bliżej, uderzył ją harapem i powtórzył rozkaz. Przyjęła bolesne razy, ani nie drgnąwszy.
— Wal, dopóki nie usłucha! — zawołał gniewnie młodszy jego towarzysz, zrywając się z miejsca.
— To wolno tylko Ibn Aslowi. Musisz do jutra zaczekać, aż wróci. Niech jednak Marba poczuje, że ja mam dziś prawo rozkazu.
Uderzył ją jeszcze kilka razy, a potem usiadł; młodszy poszedł za tym przykładem, dziewczyna zaś odwróciła się, oddaliła zwolna ku namiotowi i zniknęła za jego zasłoną.
Z jakąż ochotą byłbym zeskoczył i dał

94