Strona:Karol May - Niewolnice II.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

mu materjału było dosyć. Każdy Beduin ma przy sobie w czasie podróży, powrozy, a prócz tego przydały się również kaffije[1] i sznury, którymi przywiązuje się okrycia głowy. Te ostatnie okazały się bardzo praktyczne.
Niektórzy ze zwyciężonych byli tylko ogłuszeni razami; tych, oczywiście, musieliśmy powiązać najprędzej. W niespełna pięć minut byliśmy z tem zupełnie gotowi; pozostało tylko zbadanie, czy który nie wyzionął ducha. Niestety, żołnierze nie byli tak delikatni, jak im to nakazywałem, i wskutek tego spostrzegliśmy na pobojowisku kilka roztrzaskanych czaszek. Przykrość wstrząsnęła mną, gdy naliczyłem aż osiem trupów, z których trzy miał na swojem sumieniu przewodnik.. Odezwał się on do mnie z nietajonem zadowoleniem, obcierając kolbę z krwi.
— Effendi, moja flinta wizyjna sprawiła się nad wszelkie oczekiwanie! Z czterech, których ona swą grubszą częścią dotknąć raczyła, podniósł się tylko jeden
— Zrobiłeś to umyślnie?
— Rozumie się, i szczerze żałuję, że i ten czwarty nie poszedł za tamtymi.
— Nakazałem przecie wyraźnie, aby nie zabijać!...

— Ba, ale czy sądzisz, effendi, że mog-

  1. Zawój na głowę.
121