się wieść o niezłomnej surowości mojej, a strach przede mną może tyle zdziałać, co ja sam.
— Nacóż posyłać tego człowieka za Ibn Aslem, skoro jego samego wkrótce pochwycimy.
— Czy jesteś istotnie taki pewny, że go schwytamy? Nie uważam tego za rzecz zbyt trudną, chociaż o tem, co się tu stało, zawiadomią go wkrótce.
Odpowiedziałem mu o białym jeźdźcu. Wysłuchał opowiadania z nadzwyczają uwagą, a gdy skończyłem, spytał z ogromnem zaciekawieniem:
— Czy wiesz na pewno, że ten hedżin był biały? Może jasno-szary?
— Nie, był taki biały, jak siwa klacz z Dżebel Tumtum el Mukkeny.
— A jeździec miał biały burnus?
— Całkiem jasny haik z kapturem założonym na głowę.
— Jego twarzy nie widziałeś?
— Kaptur zakrywał mu tylko czoło, mimo to nie mogłem dobrze rysów twarzy rozpoznać, gdyż oddalenie było znaczne.
— Miał brodę?
— Tak jest, gęstą, czarną brodę.
— A jego postawa?
— Nie był wysoki, lecz barczysty.
— Nieba! To on był, on sam!
Strona:Karol May - Niewolnice II.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
76