Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

wypadało mi być gorszym, przyrzekłem więc wziąć go ze sobą, tem bardziej, że odpowiadało mi to w zupełności. Jechać samemu w obcy nieznany kraj nie odważyłby się byle kto. Postanowiliśmy zatem, że Ben Nil pojedzie, poczem reis effendina rzekł:
— Wiem, że wolałbyś wyruszyć w drogę natychmiast, ale zatrzymam cię jeszcze. Pojedziemy stąd razem aż do mego okrętu, gdzie mam znaczne zapasy żywności, w które wyposażyć cię muszę. Tu przy sobie, niestety, mam tylko ostatki. Potrzeba ci będzie zapewne prochu.
— No dobrze, tylko żebyśmy tu niedługo bawili.
— Wyruszymy zaraz, skoro tylko załatwię pewne czynności urzędowe.
— Chcesz może kogo ukarać? — zapytałem, domyślając się, że emir postąpi z jeńcami tak od ręki, jak to uczynił na Wadi el Bard.
— Przedewszystkiem muszę zrobić porządek z tymi dwoma, — tu wskazał na związanych dwu asakerów — obaj zasłużyli na śmierć.
— Na śmierć? — zapytałem, przerażony tą surowością. — Mnie się zdaje, że drobne wykroczenia z ich strony nie są jeszcze zbrodnią, za którą śmiercią karać należy..,
— Nieposłuszeństwo, które pociągnęło za sobą tak fatalne skutki, jest zbrodnią, za którą należy się kulka w łeb.

99