Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— Miałżebym ich pozostawić nadal w służbie?
— Proszę cię o to właśnie, uczyń dla mnie tę łaską!
— Jakto? Darowanie im życia nie jest łaską?
Uśmiechnąłem się do niego i chwyciłem go za rękę, jakby dla dobicia targu, mówiąc:
— Zgódź się! Oni zostają przy tobie! Nie jesteś przecie takim barbarzyńcą, za jakiego chcesz uchodzić. Zapewniam cię, że posłuszny z wdzięczności i przywiązania jest tysiąc razy więcej wart, niż posłuszny z obawy i trwogi. Znam cię nawylot, przyjacielu, i jestem przekonany, że żołnierze lubią cię mimo twojej surowości.
— Przekonałeś się o tem? — zapytał zupełnie już łagodnie i uśmiechął się.
— O, nieraz. I cóż? Spełnisz mą prośbę?
— Zobaczysz — odrzekł krótko i rozkazał obu żołnierzy uwolnić z więzów i przyprowadzić do siebie. Biedacy drżeli z trwogi, pewni niechybnej śmierci. — Chciałem was rozstrzelać, — rzekł do nich emir — ale effendi wyprosił dla was ułaskawienie, musiałem mu nawet przyrzec, że nie wydalę was ze służby. Padnijcie mu więc do nóg, psy głupie, i podziękujcie mu, albowiem gdyby nie on, stalibyście w tej chwili w obliczu śmierci!
Obaj ze łzami w oczach rzucili mi się do

101